Nanolash – złe opinie, gorsze doświadczenia
Chodziłam do kosmetyczki na przedłużanie rzęs już od dawna. W ich gablocie dumnie stały opakowania Nanolash, a dookoła nich leżały porozkładane kolorowe ulotki wychwalające go pod niebiosa. Pewnego razu stwierdziłam, że pozbędę się moich sztucznych doczepianych kępek i zaoszczędzę. Tak też i zrobiłam. Przekonywana o doskonałości produktu kupiłam od razu dwa opakowania, za które zapłaciłam ponad 300 zł. Niby miał wystarczyć jeden miesiąc stosowania, aby osiągnąć wymarzony efekt.
Nanolash – mam złą opinię i doświadczenia z tym produktem
Rozpoczęłam stosowanie z zapałem i nadzieją. Nie zauważyłam jakichś strasznych skutków ubocznych. Co prawda trochę szczypało i piekło, jednak to mnie nie zraziło. Powoli mijał miesiąc od rozpoczęcia kuracji, a efektu nie było żadnego. Ani pogrubienia, ani wydłużenia. Nie chciałam się poddać i dalej zawzięcie smarowałam linię rzęs serum firmy Nanolash. Zaczęłam drugie opakowanie, ale stosowałam już dwa razy dziennie. Pojawiło się zaczerwienienie na górnej powiece. To wyglądało, jakby ktoś mi zrobił szeroką czerwoną krechę. Smarowałam ją świetlikiem i robiłam okłady z rumianku i szałwii, ale efekty były marne, więc musiałam zacząć używać mocniej kryjących cieni do powiek. Nanolash poszedł do szuflady, a ja zaczęłam obserwować jak moje rzęsy stają się brzydkie i matowe. Miałam wrażenie, że zaczęły rosnąć – każda w swoją stronę. W między czasie zbierałam informacje odnośnie suplementacji pomagającej zregenerować rzęsy. Natknęłam się też na i wpis, w którym mowa była o Nanolash i o licznych skutkach ubocznych związanych z jego stosowaniem. Ucieszyłam się, że przygodę z nim miałam już za sobą.
Jedna z blogerek promujących naturalne i zdrowe suplementy opisywała odżywkę Miralash.
Co prawda nie otrzymała super zaskakujących efektów już po tygodniu stosowania – tak jak to obiecuje masa innych producentów, ale zdecydowałam się na nie, ponieważ w jej wpisie nie było widocznego “lania wody”. Kupiłam od razu dwa opakowania i rozpoczęłam stosowanie. Zakupu dokonałam na stronie producenta: https://miralash.pl/
Odżywka, którą dostałam była bardzo ładnie zapakowana i samo opakowanie było przyjemne wizualnie (a skoro ktoś sprzedaje produkt, który ma poprawić moją urodę, to chyba ważne, żeby każdy detal się zgadzał hmmm?).
I tak zaczęła się moja przygoda z Miralash. Przez cały czas używania bacznie obserwowałam przy tym czy nie pojawią się jakieś skutki uboczne. Odżywka miała idealną konsystencję i pozostawała tam, gdzie trzeba. Najbardziej ze wszystkiego wręcz pokochałam te opakowanie i sposób aplikowania. Ludzie z firmy od Nanolash powinni się uczyć od najlepszych…
Po około dwóch tygodniach linia rzęs stała się jakby ciemniejsza. Widać było, że pojawiają się tam malutkie rzęski.
Moje rzęsy podczas kuracji na początku rosły sobie jak chciały, ale po trzech tygodniach wszystkie pięknie zaczęły się wyrównywać. Przez cały czas co wieczór oczy przechodziły solidny demakijaż, a mimo to na waciku nie znajdowałam ani jednej rzęsy. Nie wiecie nawet jaka byłam zaskoczona, gdy zwrócił mi na to uwagę mój chłopak. Damian nabijał się ze mnie przez cały czas, ale ostatecznie sam mi przypominał, że mam używać tej odżywki. Mężczyźni…
Wszystko się działo więc swoim własnym tempem, chociaż mimo wszystko efekt był naprawdę zauważalny!
Jak wygląda sytuacja po dłuższym czasie?
Po dwóch miesiącach regularnego stosowania odżywki moje rzęsy wyglądają jak… sztuczne. Ale tylko w pozytywnym sensie! Są równe, ciemne i zadbane. Suplementacja odżywką Miralash jest dużo tańsza, niż przedłużanie u profesjonalnej kosmetyczki. Nic nawet nie mówiąc o kupowaniu preparatu Nanolash, który okazał się być totalnym niewypałem. Aby sprawdzić, że mam rację wystarczy dobrze przeszukać strony internetowe, na których dziewczyny testują masę specyfików. Ja mam już to za sobą. Znalazłam swój sposób idealny na to, aby w naturalny sposób podkreślić spojrzenie i nadać mu wyrazu i charakteru! Gorąco polecam Miralash!
Dla zainteresowanych odżywką Miralash – produkt można sprawdzić na stronie https://miralash.pl/